Dziś kolejna część opowiadania:) I na tym kończą się rozdziały zamieszczone przeze mnie na onecie. Teraz będą się ukazywać pojedyńczo wtedy, gdy mi sie będzie chciało przepisać:D Muszę teraz w końcu coś napisać, bo „kopiuj” i „wklej” mnie za baaardzo rozleniwia:D:D
o6 – Zagubienie
Cały weekend gryzłam się z myślami o Kradzie. Co takiego stało się, że jego zachowanie było takie? Moje przygnębienie zauważyła mama, która spytała;
– Lizzy, co Ci jest? Ostatnio chodzisz taka smutna i przybita
– Nic mi nie jest, mamo, to przez szkołę, mamy strasznie dużo nauki i zadań, ni i trochę mi smutno, bo nie ma Caroline – odparłam, siląc się na uśmiech
– A to, dlaczego jej nie ma? – zapytała
– Bo pojechała na weekend do babci, mówiłam Ci przecież, że co roku w kwietniu wraz z rodziną jedzie do Szkocji – wytłumaczyłam
– A tak, tak, pamiętam – odpowiedziała mama, ale mogłabym przysiąc, że kłamie, nigdy nie pamięta takich rzeczy – Może do niej zadzwonisz? – dodała
– Później mamo, teraz musze dokończyć zadanie. Idę do siebie – powiedziałam i wyszłam z kuchni, gdzie rozmawiałyśmy, zostawiając mamę przy filiżance kawy i ciastku.
Niedziela była jednym dniem, który rodzice w całości spędzali w domu. Od poniedziałku do soboty tylko praca i praca miała dla nich największe znaczenie. Wracali po 18 wykończeniu i nigdy nie mieli dla nas za dużo czasu, dla mnie i dla Jane, mojej młodszej siostry. Jane chodziła jeszcze do podstawówki już jej uroda przyciągała chłopców. Czasami zazdrościłam jej długich blond włosów i niebieskich oczu, które odziedziczyła po mamie. Ja od mamy, która miała irlandzkie korzenie, „otrzymałam” włosy, a od taty oczy, odwrotnie jak u Jane.
Tej niedzieli mojej siostry nie było w domu, gdyż spędzała ją u swojej przyjaciółki Alice na sąsiednim osiedlu. Jednym słowem był spokój.
Tak naprawdę nie kończyłam żadnego zadania. Wszystko zrobiłam wczoraj, by zabić myśli na temat Krada, Teraz także starałam się nie myśleć o Nim. Próbowałam nie przywoływać jego imienia. Ale błądziło mi po głowie tylko jedno słowo: Krad, Krad, Krad… Zastanawiałam się, czy zadzwonić do Caro, ale jakoś nie miałam ochoty. Wiem, że ucieszyłaby się z mojego telefonu, ale nie chciałam rozmawiać z nią w takim stanie. Może potem, zadecydowałam. Nagle przyszła mi do głowy świetna myśl. Przeczytam książkę, która od dawna czekała na półce. Sięgnęłam po „Dumę i Uprzedzenie”. Zastanawiałam się, czy romans w moim obecnym stanie, będzie odpowiednią lektura, ale postanowiłam spróbować. I po dwóch godzinach zakończyłam przygodę z bohaterami utworu. Nie było tak źle, pomyślałam. Polubiłam główną bohaterkę, nie tylko, dlatego, że nosiła takie samo imię jak ja, ale podziwiałam jej miłość do siostry i inteligencję, Cieszyłam się, że skończyła z panem Darcy. Właśnie pan Darcy, w pewnym sensie przypomniał mi Krada, te maniery i zachowanie. Szkoda, że życie to nie powieść. W tym momencie dostałam sms-a od Caro, pytała, czy może do mnie zadzwonić. Zgodziłam się i zaczęłyśmy rozmowę. Opowiedziałam jej o książce, którą czytałam oraz o piątku w szkole. Nie wspomniałam o spotkaniu z Nim. A ona nie pytała. Sama opowiadała mi o babci i o Szkocji. Tak upłynęły nam dwie godziny. Po skończonej konwersacji mój nastrój uległ poprawie, dlatego postanowiłam zejść do rodziców i porozmawiać z nimi, nie robiłam tego od dawna. Zeszłam do salonu.
– O, Lizzy – tata zdziwił się moim widokiem. Czytał właśnie książkę, siedząc w fotelu.
– Hej tato – odpowiedziałam radośnie
– Widzę, że poprawił Ci się nastrój – zauważyła mama
– Tak i to bardzo. Rozmawiałam z Caroline – wyjaśniłam
– Zadowolona z wyjazdu? – zapytała
– Tak, bardzo. Żałuje, że nie mogę tam być z nią, ale chce mnie zaprosić na wakacje do Szkocji – odpowiedziałam
– To bardzo fajny pomysł – ucieszył się tato. Co wy na to moje panie, aby zagrać w „Monopoly”? – zapytał odkładając książkę na stolik
– Świetna myślę, Charles – odparła mama – Jak uważasz Lizzy?
– Tak zagrajmy
Dawno już nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Na środku pokoju rozłożyliśmy grę. Zabawa była wyśmienita. Spędziliśmy razem około dwóch godzin, potem wykończona poszłam spać. Śnił mi się dziś ten sam sen, co zwykle, ale światło emanowało od kogoś innego. Nie był to Krad, ale tej drugiej osoby nie mogłam dojrzeć.
***
Nastał poniedziałek. Wróciła Caro. Przekraczając próg szkoły w dobrym nastroju obie zauważyłyśmy Krada. Poczułam ukłucie w sercu. On zignorował nas, udał, że nie widzi. Moja przyjaciółka zaskoczona zapytała
– Co mu się stało? Jakoś dziwnie się zachowuje. Podejdziemy mu podziękować za pomoc?
– Już dziękowałam – odpowiedziałam
– Co? Kiedy? Dlaczego nie mówiłaś? – pytała zaskoczona
Chcąc nie chcąc musiałam opowiedzieć jej o naszym spotkanie. Caro była wstrząśnięta i zła. Powiedziała tylko:
– A to dupek!. Nie przejmuj się nim – pogładziła mnie po ręce
– Wiem, wiem – odparłam, ale jakoś przez przekonania.
Lekcje minęły szybko. Zauważyłam na korytarzu ciekawskie spojrzenia uczniów. Oczekiwali, że po ostatnich wydarzeniach będę rozmawiać z Kradem, a tu nic. Zachowywaliśmy się, jakbyśmy nie zauważali istnienia drugiej osoby. Po ostatnich zajęciach powiedziałam do Caro
– Dziś pójdę do kwiaciarni, chcesz iść ze mną?
– Niestety nie mogę, przełożyli mi na dziś lekcje rysunku – odparła Caro – Chętnie Cię podwieziemy – dodała Caro
– Nie, nie ma takiej potrzeby. Chcę się przejść. To do jutra – dodałam i poszłam
Caroline uwielbiała rysować i miała do tego talent. Tak samo, jak i do śpiewania. Ja natomiast uwielbiałam kwiaty i paki, ale te pierwsze były moją pasją.
Postanowiłam iść do zaprzyjaźnionej kwiaciarni, gdzie pracowała przyjaciółka mamy ze studiów, pani Sunflower. Sklepik mieścił się przy jednej ze znanych ulic Londynu w naszej części miasta. Niedawno dowiedziałam się o skrócie, dzięki któremu mogłabym zaoszczędzić czas na drogę. Dziś postanowiłam z niego skorzystać. Idąc wzdłuż murów szkoły, skręciłam w lewo na King Street i teraz według wskazówek należy skręcić w prawo na Happy Street, lecz może to było lewo? Zaczęłam się zastanawiać. Postanowiłam skręcić w lewo. Znalazłam się na ulicy, której nie znałam. Pomimo tego, że było tu ciemno, w środku dnia, (co zdziwiło mnie najbardziej) i paliła się jedna latarnia widziałam tabliczkę z nazwą Evil Street, a może Devil Street, nie dostrzegłam tego dokładnie. Postanowiłam zawrócić. Nagle lampa zgasła. Było ciemno, a ja nie widziała drogi odwrotu.
07 – Jego głos woła moje imię
Chciałam krzyczeć, ale słowa zamarły mi w gardle. Nagle usłyszałam:
– Lizzy! Lizzy! Uciekaj – ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby, do Krada. Mimo, że dobiegał z daleka, był dość wyraźny. Pomimo przerażenia ucieszyłam się, słysząc Go. Poczułam się bezpieczniej.
– Lizzy! Lizzy! Uciekaj – głos dobiegał z bliższej odległości, ale nie widziałam osoby, która krzyczała, ponieważ było ciemno.
Nagle spostrzegłam przy mnie dwa czerwone ogniki. To oczy. Oczy Krada. Świeciły na czerwono. Czyli moje przypuszczenia ze szkoły, nie stanowiły jedynie złudzenia. Nie wiedziałam kiedy znalazł się przy mnie. Nie usłyszałam żadnych kroków, ni szelestu. Trochę przestraszyłam się jego wzroku. Nadal panowała ciemność, tylko właśnie te szkarłatne iskierki dawały nikłe światło pośród mroku. Nie widziałam zarysu jego sylwetki, ale wiedziałam, że był tuż obok mnie.
– Krad… – wyjąkałam
– Uciekaj stąd szybko Lizzy – krzyknął do mnie
– Ale gdzie mam uciekać? W którą stronę? – zapytałam
Wziął mnie na ręce i odbił się od ziemi. Zaczął lecieć, bardziej niż skakać, po dachach budynków. Zdziwiłam się, ale odczuwałam także radość. Zastanawiało mnie tylko, jak on to robi? Nie mogłam znaleźć żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Nagle budowla przed nami stanęła w płomieniach. Pomarańczowa łuna ognia rozświetliła złowrogim blaskiem całą ulicę. Ten ogień nie wyglądał na spowodowany ludzką ręka. Skojarzył mi się z ogniem piekielnym. Płomienie buchały na wysokość kilkunastu metrów. Rozchodziły się we wszystkie strony zagradzając nam drogę ucieczki. Swąd palonego drewna drażnił moje nozdrza. Łamiące się belki z hukiem spadały na ziemię. Krad coś powiedział, ale nie usłyszałam, choć mogłam postawić na to, że nie było to cenzuralne słowo. Nie zaryzykował skoku przez tak wysokie płomienie. Zawrócił. Nagle usłyszałam śmiech. Ten głos nie należał do Krada. Był głośny i nieprzyjemny. Mój wybawca zeskoczył z budynku, dostał się na przeciwległa stronę, z dala od ognia i postawił mnie w zagłębieniu między sąsiednimi budowlami. Było jasno. Teraz mogłam ujrzeć Go w całej okazałości. Miał na sobie czarny, długi płaszcz, a pod nim spodnie w tym samym kolorze. Jego tors pozostawał nieosłonięty i mój wzrok wędrował po odsłoniętych zakamarkach jego ciała. Jak zwykle poraziła mnie uroda Krada. Spojrzałam na jego twarz, niechętnie odrywając wzrok z jego umięśnionego ciała. Oczy chłopaka dalej pozostawały czerwone, a włosy były rozwichrzone.
– Zostań tutaj i nigdzie się nie ruszaj, chyba, że Ci każę – powiedział stanowczo głosem nie znoszącym sprzeciwu
Przytaknęłam i przytuliłam do siebie swoją szkolną torbę. Złowieszczy śmiech nadal rozlegał się na ulicy. Nie wiadomo skąd pojawiła się trzecia postać. Na tyle, ile udało mi się zauważyć, był to piękny mężczyzna, ale i tak nie urodą dorównywał mojemu wybawcy. Nowoprzybyły miał blond włosy, które rozproszone były w nieładzie. Jego oczu także połyskiwały na czerwono, ale budziły we mnie większy strach niż oczy Krada. Był chyba troszkę niższy od czarnowłosego, miał na sobie białą , rozpiętą koszulę, która odsłaniała jego dobrze wyrzeźbione ciało. Na to narzuconą miał marynarkę w kolorze szarym, tak przynajmniej wyglądała w tym świetle, oraz spodnie w takim samym odcieniu. To on śmiał się. Na chwilę przestał i odezwał się.
– Zabłąkana owieczka przychodzi prosto w paszczę wilka – jego głos był niezwykły, ale przyprawiał mnie o dreszcze. Przybliżył się do Krada. Ten zasłonił mnie swoim ciałem, tak że prawie nic nie widziałam, ale za to bardzo dobrze słyszałam ich rozmowę.
– Och! – Czyżbyś stawał w obronie tego jagnięcia ?– zaśmiał się blondyn – Tak młoda i silna dusza może być pokarmem dla nas dwóch. Jej niewinność i delikatność stanowi dodatkowy plus. Takie lubię najbardziej. Kradzie czyżbyś zapomniał tego wspaniałego smaku? Czy Twoja krew nie wrze w jej pobliżu? Ach zapomniałem! Teraz siedzisz na ziemi. Jak podoba Ci się życie wśród tylu ludzi? Czyż głód nie jest bardziej dotkliwy? – zwrócił się do Krada
– Nie sądzę, że to dobre miejsce dla Ciebie, a teraz odsuń się i daj nam odejść i zostaw jej duszę – powiedział Krad
Blondyn zaśmiał się i odsunął się. Krad także poruszył się. Dopiero teraz dochodziła do mnie waga tych słów
– Krad… – wyszeptałam – moja dusza?
– Lizzy zostań tam, gdzie jesteś! – odpowiedział tylko
Ten drugi chce moją duszę? Jak to? Kim oni są? Co to ma znaczyć? Pytania krążyły po mojej głowie. Nie byłam w stanie o nic zapytać, zresztą wątpię, czy w tej sytuacji Krad udzieliłby mi jakichkolwiek wyjaśnień, a naszego wroga, bo na pewno nim był, nie chciałam słuchać, Jego głos i śmiech przyprawiał mnie o dreszcze i potęgował mój strach, jedynie obecność Krada powstrzymywała mnie przed atakiem paniki. Nie płakałam, pragnęłam nie zwracać na siebie uwagi, tak jak mi polecono. Czułam ciepło dochodzące z bliska. Ogień widać dalej płonął, ale nie rozprzestrzeniał się na inne budowle. To także było dziwne.
Znowu usłyszałam śmiech blondyna, widać powrócił. Krad popatrzył na mnie, zacisnął usta i odrzucił płaszcz. W świetle płomieni jego ciało wyglądało nieziemsko. Ten strój bardziej mi go niego pasował, aniżeli szkolny mundurek, nie tylko dlatego, że odsłaniał dość dużo jego wyjątkowego ciała. Zauważyłam, że przeciwnik Krada zrobił to samo. Pozostał w samych spodniach, odsłaniając swoje równie piękne ciało. Czy oni zamierzają walczyć? Pomyślałam, a gry tylko to zrobiłam w rękach Krada pojawił się miecz, albo to była katana. Coś w tym stylu. Bitwa, byłam tego pewna, właśnie się rozpoczęła…
08 – Chcę Cię chronić
Ten głupi Mark działa mi na nerwy. Co on najlepszego wyczynia? Nie oddam mu duszy Lizzy. Muszę ją ochronić. Dobrze, że znalazłem się na miejscu. Ciekawe, czy to, że jest tu akurat ona to przypadek, czy zaplanowana przez niego intryga. Byłem u Bernarda, po to tylko, żeby dowiedzieć się, że mam dalej siedzieć na ziemi. Ciągle powtarza mi o swojej propozycji, to coraz bardziej denerwujące. Po co mi urząd przywódcy? Niech pozostanie tak, jak jest.
Spojrzałem w prawo, Lizzy siedziała spokojnie, ale widać było, że jest przerażona. Jej zielone oczy były niczym spodki.
Ha! Myślał, że mnie dosięgnie. Pomimo tego, że nie patrzyłem na niego bez problemu odparłem jego atak. Działałem instynktownie. Moje ręce pewnie dzierżyły przywołaną katanę. Dobrze, że była nie daleko.
Odskoczyliśmy od siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. W jego oczach odbijały się wzniecone przez niego płomienie. Gdyby nie ten pożar, uciekłbym z nią, a tak to muszę walczyć. Nie przeszkadzało mi to, ale fakt, że narażona jest na niebezpieczeństwo nie jest zadowalający. W myślach krążyły mi słowa blondyna „Wilka staje w obronie owieczki”, dlaczego? Po prostu ona nie ma nic z tym wspólnego. Nie powinno jej tu być.
Mark ruszył w moim kierunku z wyciągniętym ostrzem. Jak zwykle używał miecza. Uskoczyłem w prawo i przy okazji zraniłem go w ramię. Jęknął niezadowolony.
Teraz dopiero poczułem, jak moja krew burzy się pod wpływem adrenaliny. Zdałem sobie sprawę, że moje moce są osłabione, ale teraz zaatakuję.
Jego bark krwawi, przysuwam się o kilka metrów. Odskakuje ode mnie. A teraz ja ruszam z wielką prędkością z zamiarem ugodzenia go w drugie ramię. Przed samym swoim ciałem odpiera atak, Obrona przychodzi mu z wielką trudnością. W jednej ręce trzymam katanę skrzyżowaną z jego mieczem, a w drugiej przywołuję nóż. Tego się nie spodziewał. Zraniłem go w bok.
– No, no, pomimo, że nie masz kontraktu i nie jesteś w pełni sił, nadal jesteś bardzo groźny, Kradzie – mówi przez zaciśnięte zęby – Rozumiem, dlaczego zawsze Bernard doceniał Ciebie, a nie mnie, Ale teraz nadeszła moja szansa. Pokażę, na co mnie stać.
Bernard! Czyżby maczał w tym palce? Nie chciał ze mną zawalczyć? Wysłała Marka, żeby mnie pokonał? O co tu chodzi? Ciekawe, czy sam się pojawi i zaszczyci nas swoją obecnością.
Moje ciosy spowodowały, że blondyn był osłabiony. Płomienie straciły na sile. Muszę go pokonać i uciec z panienką Lizzy.
– Giń! – wykrzyczałem i przystąpiłem do ataku
Uciekł przed moją kataną, ale nie uchronił się przed kopniakiem w brzuch. Siła odrzutu spowodowała, że przesunął się o kilka metrów. O! Mniej niż zazwyczaj, szkoda.
Coś drasnęło mnie w dłoń, gdzie trzymałem nóż. Doszedł do siebie, ale wyglądał strasznie. Miałem małą ranę, dlatego postanowiłem odrzucić nóż. W miarę postępu walki moje mięśnie rozgrzewały się i odzyskiwały siłę. Czułem, że nie mogę w pełni wykorzystać swojej mocy. Zesłanie na ziemię oraz głód osłabiały mnie. Zdenerwowało mnie to, ale dzięki złości moje mięśnie napięły się bardziej. Mimo tych drobnych niedogodności miałem przewagę nad przeciwnikiem. Pora zakończyć tę zabawę i zabrać panienkę Lizzy w bezpieczne miejsce. Zraniona ręka pulsowała nieprzyjemnie. To tez efekt uboczny zesłania na ziemię. Moja skóra była mniej odporna i łatwiej było mnie zranić. Odczuwałem także ból, dlatego nie mogę dopuścić do tego, by zbliżył się do mnie i zadał cios.
Pomyślałem o Lizzy i o tym, co jej ostatnio powiedziałem. Teraz jeszcze prawdopodobnie zobaczy śmierć Marka. Po tym wszystkim na pewno nie będzie chciała się ze mną zadawać. Zresztą to nie ważne, teraz musze ją ratować i lepiej, żeby nie przebywała ze mną więcej.
Chwyciłem mocno katanę dwoma rękami. Ból trochę zelżał, ale dalej dało się go odczuć. Zaatakowałem. Był zaskoczony moim szybki ruchem, ale dosięgłem go tylko końcówką ostrza w brzuch. Nie naruszyłem jego skóry. Jego ciało nie przeżywało katuszy, nie było głodne, dlatego jego skóra była twarda niczym stal. Potrzeba mi teraz całej mojej siły, aby przebić się przez tą powłokę. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. W mgnieniu oka wbiłem swój miecz w jego ciało używając dalej dostępnej mocy. Przebiłem go na wylot. Udało się. Jego krew tryskała na wszystkie strony, także na mnie. Marka upadał. Lizzy krzyczała, jej głos zagłuszył huk uderzającego o bruk ciała. Nawet, jeśli nie widziała ostatecznego ciosu, to mogła domyśleć się tego, co się stało poprzez strumienie krwi. To już koniec, pomyślałem. Popatrzyłem na swoją katanę. Była cała w szkarłacie. Trunek w postacie krwi innego demona dodał sił. Porównywany był z duszami kilku ludzi. Zlizałem dokładnie to, co znalazło się na ostrzu. Niezwykły smak. Z pierwszą kroplą mój ból znikł, a moje ciało stało się mocniejsze, moja skóra twardsza a wszystkie zmysły bardziej wyczulone. Tego mi było potrzeba! Odrzuciłem katanę, pewny, że dotrze tam, gdzie jej miejsce.
Po tym swoistym posiłku dostałem się do Lizzy. Ogień przygasał
– Chodźmy panienko – powiedziałem i wyciągnąłem do niej rękę.
Widziałem strach w jej oczach, a także nieznane mi uczucie, co to było? Z rezerwą podała mi rękę. No tak byłem cały we krwi. Musiałem wyglądać, jak potwór. Z całych sił skupiłem się na swoim ciele. Powoli moja skóra odzyskiwała właściwy kolor chłonąc krew Marka. Poczułem się jeszcze lepiej. Zrozumiałem jej strach. To wszystko było dla niej za wiele. Spodziewałem się krzyku, ale ona zrobiła coś, czego nie przewidziałem. Wstała i dotknęła mojej twarzy szepcząc:
– Krad, Krad… – i teraz dopiero zaczęła płakać.
Jej dłoń była tak delikatna i krucha. Wzięłam ją na ręce i przytuliłem do ciała. Chciałem tym złagodzić niewygody podróży i starałem się, by nie musiała patrzeć na to wszystko. Na ciało Marka, na ogień i na mnie. Szybko pokonałem pożar i znalazłem się na dachu budynku. Stąd niedaleko było do jej domu. Dobrze, że było już prawie ciemno, dlatego udało mi się dotrzeć tam niespostrzeżonym prawdopodobnie przez nikogo. Znalazłem się w jej pokoju i położyłem ją na łóżku. Nie chciała mnie puścić, Była, jak dziecko trzymające się matki. Zdjąłem jej ręce z mojej szyi i przykryłem kocem. Zmęczona zasnęła bez słowa. Chwilę popatrzyłem na jej ciało. Oddychała nierówno, widać, że niepokoiły ją niespokojne sny. Dotknąłem ręką jej policzka i zjechałem w dół dotykając jej. Koszula mundurka była trochę rozpięta i odsłaniała dość duży kawałek jej dekoltu. Delikatnie przesunąłem palcem po jej biuście, starając się jej nie budzić. Z jej ust dało się słyszeć ciche jęknięcie. Zostawiłem ją w takiej pozycji. Byłem pod wrażeniem niezwykłej delikatności jej skóry.
Na dworze było ciemno, Z powrotem udałem się na Devil Street. Nadal pozostawała niewidoczna dla ludzkiego oka, tylko dzięki zabiegom Marka Lizzy znalazła się w centrum dowodzenia demonicznego półświatka. Pomysłem, że czeka mnie rozmowa z Bernardem, ale na ulicy było spokojnie, nie widać było ani śladu walki. Skoro tak, to wracam z powrotem do mojego ziemskiego mieszkania. Nie warto się bez potrzeby pchać w paszczę lwa.
***
– Bardzo ciekawe – wyszeptał Bernard obserwując ulicę przez okno i trzymając kieliszek koniaku. – Pomimo, że jest zesłany karnie na ziemię oraz nie zawarł kontraktu, jego moce nadal są ogromne. Poradził sobie z Markiem bez problemu. Choć nigdy nie uważałem go za silnego demona, to wysłałem go na bitwę, obiecując mu, że jak wygra, to on będzie mógł zająć moje miejsce. Z góry przypuszczałem, że i tak Krad go pokona, ale warto było spróbować. Tylko ta dziewczyna, po co użył ludzi, do tego, by rozpocząć walkę. Dlaczego Krad jej bronił? Czyżby mu na niej zależało. No cóż, trzeba z nim o tym kiedyś porozmawiać, ale nie dziś. Z drugiej strony zastanawia mnie, czy zdał sobie sprawę, z tego, że specjalnie wezwałem go do siebie oraz, że to ja przygotowałem tą intrygę. Wyłączając ludzką dziewczynę. Znając Krada to bardzo prawdopodobne. No nic, teraz trzeba posprzątać.
Demon odszedł od okna. Jego sylwetka rysowała się na tle ściany. Odstawił kieliszek na biuro i rozprostował ręce, czując znajome i przyjemne mrowienie.
Jako przywódca nie musiał zawierać kontraktów, jego podwładni zapewniali mu wyżywienie. Dostarczając dusz, lub dzieląc się z nim własną krwią. Nigdy nie odczuwał głodu. Mimo tego, że rzadko walczył jego moce nie słabły, ale wraz z wiekiem wzrastały. Tylko Krad był w stanie nawiązać z nim kiedyś walkę. No może teraz też, po wypiciu krwi Marka, myślał dalej
No tak, nie tylko sam Krad, również jego ojciec przed narodzinami syna. Zmarł przy jego poczęciu. Częsty przypadek wśród demonów. Najpierw ognisty, nieprzerwany i długi seks, a potem, nie rzadko, partner, lub partnerzy umierają. Czasami kobiety przeżywają, tak by dać początek nowemu życiu. Matka Krada miała to szczęście. Żyła dość długo, potem zabił ją Ethan. Walka między nim, a synem demonicy była nieunikniona. Tylko jej termin pozostawał zagadką. Krad nienawidził tego anioła. Zresztą, kto lubi te stworzenia? – zaśmiał się.
Jego czarne niczym węgiel oczy zwęziły się, gdy zaczął zastanawiać się nad człowiekiem obecnym przy bitwie. Znowu pytanie, dlaczego Krad jej bronił? Na razie postanowił wezwać tego głupca, Jacoba, aby posprzątał ulicę. Wdarł się do jego mózgu i wykrzyczał:, „ Jacob, do mnie!”
Jacob przekroczył próg gabinetu Bernarda domyślając się przyczyny wezwania. Wszyscy wiedzieli, że Krad powrócił i walczył z Markiem. Ten to zawsze sobie bezkarnie rozrabia. Zapewne będę musiał posprzątać po nim.
Szef stał przy biurku, jego ciało okryte było ciemną toga, w takim stroju, Jacob bał się go niezmiernie. Masywna sylwetka przywódcy skrywała siłę, która mogła roznieść w pył całe miasto. Przy takiej mocy, nawet demony są niczym. A i Krad. On także był silny.
Sługa podszedł i zapytał:
– Tak, Panie?
– Pójdziesz posprzątać ulicę. Tylko szybko i dokładnie. Nie chcę widzieć tego bałaganu z mojego okna. Zrozumiano?
– Tak, panie.
Jacob skłonił się i skierował w kierunku wyjścia mrucząc:
– Pupilek szefa, Kradziu, narozrabiał, a kto będzie sprzątał? Ja oczywiście
– Mówiłeś coś? – spytał Bernard
Nie, nic – zaprzeczył Jacob i wybiegł z gabinetu, świadom, że szef wie, co mówi.
09 – Pytania bez odpowiedzi
Obudziłam się w swoim pokoju. Za oknem było ciemno. Leżałam pogrążona w myślach. Z każda minutą, powili docierały do mnie wydarzenia wczorajszego dnia, czy to wieczora. Nawet nie wiedziałam, ile i odkąd spałam. Moja teczka leżała przy biurku. Wszystko wyglądała tak samo, jak w każdy inny dzień. Ciekawe, co chciałam ujrzeć? Tak, wiem, Krada, albo oznaki Jego przebywania w moim pokoju. Zapewne to on, mnie tu przyniósł, ale nie pamiętam dokładnie tego momentu. Spojrzałam na zegarek w komórce 03:15, czyli noc, ciekawe, jaki dzień. Nagle na fotelu zobaczyłam moje ubrania. Starannie poskładane w kostkę i powieszone na oparciu. Cholera! Pomyślałam. Nie pamiętam momentu, kiedy się przebierałam w pidżamę. Czy to Krad? O nie! Nie chcę, żeby to był On. Ktoś tak doskonały, jak ten facet miałby zobaczyć mnie w bieliźnie? Prawie nagą? Z wrażenia o mało nie krzyknęłam, ale pomyślałam, że to może mama mnie przebrała, albo siostra? Postanowiłam zapytać rano. Teraz, gdy byłam w pełni świadoma zaczęły docierać do mnie niedawne wydarzenia. Nie mieściło mi się to w głowie. To nie było normalne. A może to był sen? Nie, na pewno nie. Pamiętam doskonale ten straszny śmiech blondyna, wielki ogień i czerwone oczy Krada. Tak, te oczy i ciało, niczym posąg z marmuru. On go zabił, przemknęło mi przez myśl. Krad uratował mnie i moją duszę, a uśmiercił tamtego człowieka. Zaczęłam zastanawiać się, po, co blondynowi, chyba Mark mu było na imię, była moja dusza? I co on mówił o jakieś karze dla Krada? Za, co mógłby zostać ukarany? Ale najważniejszym pytaniem było, kim są Krad i Mark? Bo, że należeli do tego samego gatunku, czy rodziny, było niemal pewne. Z wrażenia usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie, że bałam się o Krada, ale jemu nic się nie stało poważnego. Bałam się także tego blondyna i przez moment mojego wybawcy. Obaj posiadali nadludzkie zdolności. Przecież człowiek nie może zrobić czegoś takiego? Ale jakim cudem znalazłam się na tej ulicy? Kolejne pytanie pozostało bez odpowiedzi. Muszę sprawdzić, czy ona w ogóle istnieje. Głupia! Skarciłam się, musi istnieć, przecież tam byłaś, nie zmienia to jednak faktu, że nigdy nie słyszałam o niej wcześniej. Szłam do kwiaciarni, tam na pewno nie było nie znanej mi ulicy. Od razu nasunęło mi się kolejne pytanie. Skąd Krad się tam wziął? Śledził mnie? Do głowy napływało mi wiele pytań, ale na żadne nie umiałam racjonalnie odpowiedzieć. Pomimo, że Krad kazał mi się do siebie nie odzywać, to muszę z nim porozmawiać. Podziękuję za uratowanie życia i zadam mu te pytania.
Postanowiłam pospać do 7, zanim pójdę do szkoły. Sen nie nadchodził, jednak zmęczona zasnęłam po dość długim okresie bezsenności. Śnił mi się ogień trawiący wszystko, co napotkał po drodze, a w nim stał Krad, któremu płomienie nie wyrządzały krzywdy. Pod jego nogami leżałam ja. Ogień także mnie omijał. Krad ubrany był w te same rzeczy, które miał podczas walki, czyli płaszcz i spodnie. Poły jego płaszcza unosiły się targane wiatrem. Jego oczy rozświetlał czerwony blask. Był zadowolony, uśmiechał się. Wykrzyczał: Giń! i próbował mnie zabić, trzymając w rękach, coś w rodzaju miecza. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, z oczu wydobyły się łzy. Krad powstrzymał ręce przed moim ciałem, odrzucił ostrze i ustami scałował moje łzy. |
Obudziłam się przerażona. Dlaczego Krad próbował mnie zabić? I dlaczego tego nie zrobił? To tylko głupi sen, pomyślałam, ale tak naprawdę pełna byłam złych przeczuć.
***
Rano gotowa już o 7 zeszłam na dół. Mama i tata przygotowywali się do pracy.
– Lizzy, kochanie, dlaczego położyłaś się spać w ubraniu? – zapytała mama, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni. Odetchnęłam z ulgą, choć także z pewną nutką zawodu. Odpowiedziałam mamie:
– Eee…. byłam bardzo zmęczona, ledwo się położyłam od razu zasnęłam, nie miałam siły się przebrać – nie było to do końca kłamstwo
– No dobrze – powiedziała mama, przyglądając mi się uważnie, spuściłam wzrok, nie chcę, żeby zauważyła kłamstwo w moich oczach – Pamiętaj, żeby się tak nie przemęczać. Nie chcę, żebyś była chora. Wychodzimy – dodała i zabrała z blatu torebkę. Tata uśmiechnął się do mnie i wyszedł z kuchni rzucając krótkie „Pa”, tak samo, jak i mama. Odpowiedziałam tym samym.
Chciałam już wyjść Odczekałam aż samochód rodziców zniknie za rogiem i wybiegłam bez śniadania z domu. Liczyłam, że ujrzę Go jeszcze przed lekcjami.
***
Moja droga od domu do szkoły trwała niecałe 15 minut, jeżeli skorzystało się z metra. Tak zrobiłam dziś, ponieważ zależało mi na czasie. Wybiegłam z pojazdu i pognałam do szkoły. Postanowiłam, że muszę porozmawiać z Kradem. Będę na niego czekać, musi przyjść. Gdy dotarłam do budynków rozglądnęłam się po dziedzińcu, ale nie widziałam drogiej mi osoby, którą pragnęłam ujrzeć. Usiadłam pod drzewem, na ławce i czekałam, mając dobry widok na bramę wejściową, jak i teren szkoły. Mijały minuty, a On nie przychodził. Wymieniałam tylko zdawkowe „cześć” ze znajomymi. W ich oczach widać było zdziwienie i zaciekawienie, co ja tu robię sama, ale nie wdałam się z żadne dyskusje. Czekałam uparcie dalej.
Nadeszła 7:45 i wyszłam po Caroline. Jak zwykle była punktualna. Nie chciałam jej mówić o tym, co się stało, nie byłam w stanie odnaleźć słów, które opisałyby to, co się stało. Ruszyłyśmy w stronę szkoły.
– Co się dzieje Lizzy? Wyglądasz jakoś dziwnie i za czym się tak rozglądasz? Czekasz na kogoś? – zapytała Caro
– Nic mi nie jest, nie wyspałam się tylko – powiedziałam, ale jakoś bez przekonania – Hmm, czekam, czekam na Krada, muszę z nim porozmawiać – stwierdziłam
– Z Nim? – moja przyjaciółka była zaskoczona- Dlaczego chcesz z nim porozmawiać, po tym, jak się zachował?
– Caroline sprawa się skomplikowała, nie wiesz wszystkiego. On wczoraj uratował moje życie Gdyby nie On, nie byłoby mnie tu! Choć nie rozumiem do końca, jak to się wszystko stało. Mam mętlik w głowie – wyrzuciłam z siebie wszystko. Caroline przystanęła i popatrzyła na mnie, potem przytuliła mnie mocno
– Co się stało? Opowiedz – wyszeptała
Zrobiłam to jak najlepiej potrafiłam. Opowiedziałam jej wydarzenia minionego dnia i nocy, pomijając fragment o tym, jak pomyślałam, ze to Krad przebrał mnie w pidżamę. Zostałyśmy na dworze do prawie samej 8, ale Krad nie nadszedł. Mijały kolejne lekcje i przerwy, ale nie widziałyśmy Go. Dopiero przechodząc na ostatnią lekcję wyłowiłam Go w tłumie. Postanowiłam do niego podejść, ale On widząc, że się zbliżam zniknął w męskiej ubikacji. Na to masz!, pomyślałam. Czekałam na niego do końca przerwy, ale nie wyszedł i zła poszłam na lekcję.
– Gadałaś z nim? – spytała cicho Caro, nie chcąc przeszkadzać w lekcji
Pokręciłam tylko głową. Dlaczego uciekł przede mną? Tyle pytań pozostało bez odpowiedzi, a On jeszcze mnie unika. Przecież cały czas nie może się ukrywać! Chcę, nie muszę, z nim porozmawiać. Nie chcę, żeby ktoś pogrywał sobie ze mną w ten sposób. Trzeba postawić sprawy jasno. Niech nie ucieka i nie będzie tchórzem. Nie za taką osobę Go uważałam. Prawda nawet bolesna, jest lepsza niż kłamstwo, pomyślałam.
***
Do końca kwietnia pozostały tylko trzy dni. Przez cały ten czas Krad unikał mnie, jak ognia\. Gdy tylko próbowałam do niego podejść znikał szybko. Nie pojawiał się także w „naszym zakątku”. Tęskniłam za nim, musiałam to przyznać. Brakowało mi także Jego gry na skrzypcach i uśmiechu. W maju postanowiłam, że zrobię coś, po czym będzie musiał ze mną porozmawiać, Nie wiem, co dokładnie, ale znajdę sposób na rozmowę z Panem Tajemniczym.
10 – Nowy pionek w grze
W majowy poniedziałek przekroczyłam próg szkoły w dobrym humorze. Wraz z Caroline przez cały weekend myślałyśmy, nad tym, co zrobić, bym mogła porozmawiać z Kradem. Początkowo chciałam z powrotem udać się na ta ulicę, ale bałam się tego, co może mnie tam spotkać, a jak On nie przybędzie mi na ratunek? Takie rozwiązanie mnie przerażało, a Caroline kategorycznie mi tego zabroniła.
– Wiem! – wykrzyknęła nagle w sobotę – Poproszę Brada, żeby go śledził. Dowiemy się, gdzie mieszka. Potem tam pójdziemy, a Ty z nim porozmawiasz.
– To chyba nie za dobry pomysł. Po pierwsze nie wiem, czy akurat wtedy będzie w domu i czy Brad zgodzi się na coś takiego – byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu
– No to ktoś pozostanie na straży. Pamiętaj, że oprócz Brada mam jeszcze kilku ochroniarzy do dyspozycji. Jeden zostanie na straży i gdy Krad przyjdzie, to do mnie zadzwoni i pojedziemy pod jego mieszkanie. A przekonanie Brada i innych zostaw mnie. – powiedziała radośnie
Z braku innego pomysł, zgodziłam się na to, ale nie byłam do końca przekonana. A jak mnie wyrzuci za drzwi? Albo w ogóle nie otworzy? Postanowiłam zaryzykować, a nie siedzieć bezczynnie.
I tak w poniedziałek wkroczyłyśmy do szkoły z zamiarem zrealizowania naszego planu, już dziś po lekcjach. Brad przystał na nasz pomysł, nie wiem, co mu nagadała Caro, ale pytał o przyczyny śledzenia tego chłopaka
– Eeee – powiedziałam
– Chcemy go śledzić, ponieważ Elizabeth i ja zapisałyśmy się do szkolnej gazetki i musimy porozmawiać z nowym uczniem – Caro kłamała, jak z nut, starając się, by brzmiała przekonywująco, a ja ledwo powstrzymywałam się od śmiechu
– To nie możecie podejść do niego w szkole i porozmawiać? – Brad był bardzo podejrzliwy
– Nie możemy, bo od jakiegoś czasu, nie ma go w szkole. A ten wywiad musimy mieć już na środę – dalej mówiła moja przyjaciółka
– A ktoś Wam nie może podać jego adresu? – Brad nie wierzył nam dalej
– Nie znamy nikogo z jego klasy, a zresztą będzie ciekawsze takie śledzenie, czyż nie? – powiedziała
– Nie podoba mi się ten pomysł, ale muszę Cię słuchać – ochroniarz był nieprzekonany – muszę mieć też jego zdjęcie – dodał
– O to się nie martw – zapewniła moja przyjaciółka
Wysiadłyśmy a samochodu. Dziś podwozili także mnie. Oddaliłyśmy się od auta, a ja zapytałam
– Jak masz zamiar zdobyć Jego zdjęcie?
– Mam to – wskazała ręką na aparat znajdy jacy się w torbie – Nikt się nie skapnie, że zrobiłyśmy zdjęcie
– Ty widać lubisz takie zabawy, marnujesz się w tej szkole, powinnaś do jakieś policyjnej iść, czy coś – zażartowałam
Caro tylko się zaśmiała. Z każda minuta coraz bardziej przekonywałam się do tego pomysłu. Miałam tylko nadziej ę, ze Krad jest w szkole, bo nawet Go dziś nie widziałam.
Po francuskim Caroline powiedział
– Rozdzielmy się, jakbyś Go widziała dzwoń
– Ok. – zgodziłam się
Poszłam do pawilonu D, a Caro do A, miałyśmy sprawdzić po dwa, była długa przerwa, a my nie szłyśmy do „naszego zakątka”, dlatego miałyśmy całe 20 minut. W budynku D przeszłam wzdłuż korytarza na parterze, ale nie zauważyłam, ani Krada, ni osób z Jego klasy, tych, które mniej więcej kojarzyłam. Skierowałam się w stronę schodów, gdy moją uwagę przykuła tablica ogłoszeń. Przystanęłam. Na samym środku znajdował się duży plakat informujący o zbliżającym się balu absolwentów. Ojej, pomyślałam, to już koniec roku. Teraz wszyscy będą tylko o tym mówić. Mój bal dopiero za dwa lata. Szkoda, ze tyle muszę czekać, ale na szczęście wcześniej mamy bal półmetkowy.
– Wybierasz się na bal? – zapytał miły, męski głos
– Nie, jestem jeszcze w pierwszej klasie, więc nie mogę – odpowiedziałam
– Co to za przeszkoda, możemy iść razem – powiedział
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Kojarzyłam tego chłopaka z widzenia. Był wyższy ode mnie, miał zielone oczy i brązowe włosy. Był przystojny, ale w mojej wyobraźni królował tylko Krad. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Sprawiał wrażenie delikatnego, a przy tym trudnego do pokonania.
– Nawet się nie znamy – odpowiedziałam po chwili
– No tak, ale ja kojarzę Cię bardzo dobrze. Ty mnie nie zapewne. Jestem Ethan Lucid z klasy 3F – przedstawił się
Klasa Krada przemknęło mi przez myśl
– Miło mi, Elizabeth…
– – Rose – przerwał mi – z 1G – dodał. Skąd o tym wiedział?! – Co z moją propozycją – zapytał uśmiechając się
– Nie wiem, muszę się zastanowić – odparłam. Postanowiłam zapytać o Krada – Ethan!
– Tak? – zaciekawił się
– Chodzisz do klasy z Kradem Blackiem? – zapytałam. Mogłabym przysiąc, ze po jego twarzy przebiegł grymas niezadowolenia, złości, może nawet nienawiści?
– Tak, chodzę – odpowiedział sztywno
– A jest dziś w szkole? –naciskałam dalej temat, musiałam to wiedzieć
– Lizzy – powiedział podniesionym głosem – To nie jest facet dla Ciebie. Lepiej nie szukaj z nim kontaktu
– Co Ty w ogóle mówisz? Nie możesz mi rozkazywać – zezłościłam się. Co on sobie wyobraża? Dodałam w myślach
– Zaufaj mi, wiem, co mówię – powiedział – A więc ona nic nie wie – dodał ledwo dosłyszalnie
– O czym niby nie wiem? – zapytałam. Wiedziałam, że Ethan dużo wie. Musiałam to wykorzystać! – Jak coś wiesz, to mi powiedz
Przybliżał się do mnie coraz bardziej. Dzieliły nas tylko centymetry. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej
– Zapytaj o jego matkę – zaśmiał się i dotknął ręką mojego policzka. Miał bardzo delikatną skórę.
Straciłam pewność siebie. Podejrzewałam, ze wszyscy się na nas gapią. On dalej się przybliżał. Odsunęłam się, ale natrafiłam na opór w postaci ściany. Byłam uwięziona między nim, a murem. Chwycił moje ręce, próbowałam się wyrwać, ale pomimo nie wyróżniającej się budowy, był silny. Twarz Ethana znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Czy on chce mnie pocałować? Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Jego usta były coraz bliżej. Musnęły moje wargi. Nie powiem, ale było to przyjemne. Popatrzył w moje oczy i zaśmiał się. Potem pocałował mnie silniej. Jego wargi były miękkie i delikatne. Stałam, jak sparaliżowana. W tym momencie zadzwonił dzwonek. Odzyskałam przytomność umysłu i wyrwałam się. Zostawiłam go oraz tłum gapiów i uciekłam do pawilonu B, gdzie miała czekać na mnie Caro.
Hmm… Nie lubię komentować tylu rozdziałów naraz. Wole pojedynczo. Ale jak już przeczytałam to skomentuję. Dosyć podoba mi się twój pomysł na opowiadanie. Anioły, demony… wszystko, co lubię. Nawet walka był i naprawdę piękny jej opis ^^ Twoje opko piszesz do tego tak, że bardzo przyjemnie się je czyta. Osobiście bardziej podobają mi się rozdziały pisane z perspektywy Krada, ale te z punktu widzenia Liz też są świetne. Jeśli chodzi o błdy, to zdaje mi się, że widziałam jakieś w pierwszych rozdziałach, ale znikały powoli z każdym nowym epizodem, więc nie będę ci ich wytyać. Jedyne, co zauważyłam i co nie znikło to to, że mieszasz czasu. Raz piszesz rozdział w czasie teraźniejszym, innym razem w przeszłym, a jeszcze kiedy indziej zupełnie je mieszasz. Postaraj się zwrócić na to uwagę przy kolejnych rozdziałach. I… to chyba tyle na dziś.
Pozdrawiam ^^
Alex
te notki po pięć rozdziałów to wyjątkowo, by przenieś opowiadanie ze starego bloga. Normalnie będą się ukazywać po jednej.
A co do mieszania czasu, to starałam się, by tego nie było, ale nie zawsze wychodzi :D
Heh, wiem, że to tylko wyjątkowo. Ja jak przenosiłam swoje opowiadanie to wrzuciłam do jednej notki 21 rozdziałów ^^
To tylko ja tego pomieszania czasów nie zauważyłam? ;D Więc, jak dla mnie mizuumi, mieszaj dalej i tak się dobrze czyta ;D
Nyappy ;*
Ja zauważyłam, ale kompletnie mi to nie przeszkadza. Opowiadanie czyta mi się bardzo przyjemnie. Mam nadzieję, że Lizzy w końcu będzie z Kradem, bo strasznie zdążyłam go polubić. A ten anioł, to gdzie się wtrąca? Wywalić go, zgnieść, zabić! Eee… Dobra, już się uspakajam. Czekam na kolejne rozdziały i pozdrawiam ^^
CHE.R.R.Y.
Ciekawy rozwój wydarzeń. Muszę pochwalić wartką akcje. Z zapartym tchem czytałam kolejne rozdziały.
„Niektórych książek wystarczy skosztować,
inne się połyka,
a tylko nieliczne trzeba przeżuć
i strawić do końca.”
Twoją powieść „trawię” bardzo dokładnie, co rzadko mi się zdarza.
@ayame Dziękuję za komplement i docenienie mojego opowiadania:) Naprawdę się cieszę, że są osobo, czytające moje wypociny i jeszcze takie, którym się to podoba:) Naprawdę podnosi to na duchu:)